Skandynawia. Polarne krajobrazy.

A jak Absolut, C jak Carlsberg, E jak Ericsson, H jak H&M, I jak Ikea, L jak Lego, N jak Nokia, V jak Volvo.

Albo inaczej: A jak Aalto,  B jak Bergmann , D jak Dogma G, jak Garbo, H jak Hamsun, J jak Jansson , K jak Kaurismaki (Kormakur), L jak Lindgren, M jak Mankell (Moodyson), N jak Nykvist, T jak von Trier, U jak Ullmann, V jak Vinterberg

To zadziwiające jak wiele skojarzeń budzi Skandynawia, tym bardziej, że mieszka tam w sumie niemal dwa razy mniej  ludzi niż w Polsce. I jak wielki wywiera wpływ na współczesny świat. Na nasz tryb życia i popkulturę.

A przecież jeszcze nie wspomnieliśmy słowem o muzyce…

Bo jak tu zacząć? Przypominać sukcesy Abby, A-ha  Bjork czy The Cardigans? Te historie przecież wszyscy dobrze znamy.  Przygotowując kompilację Nothern Living skupiliśmy zatem uwagę na fascynującej współczesności. Wybierając bardzo subiektywnie najciekawszych artystów z ostatnich lat, sami próbowaliśmy odczytać tajemnice skandynawskiej duszy? I sekret komunikatywności języka ludzi Północy. Kryterium geograficzne było dla nas wiążące, bardziej interesowała nas jednak – trudna do zdefiniowania – „skandynawskość” rozumiana jako wyznacznik stylu, brzmienia, nastroju. Czy, by użyć popularnego słówka – wytrychu: AURA. Tym tłumaczymy np. obecność artystów ze Islandii. I brak przebojów, które  – choć napisane przez artystów z Północy – mogłyby powstać wszędzie indziej.


Wybraliśmy zatem utwory, które odbijają niepokojące szare światło linii horyzontu. Albo piękną idylliczną poświatę północnego lata. Znaleźliśmy kompozycje, w których głos czy instrumenty budują klimat równie subtelnie, jak czynił to Sven Nykvist ze swoją kamerą. Lub takie, które dokumentują gwałtowne erupcje skrywanych namiętności. Każda z nich jest inna, jednak we wszystkich czuć powiew północnego wiatru. „Szwedzi są jak butelka ketchupu – trudno z nich coś wycisnąć, czekamy, czekamy i nagle: bang, wylatuje wszystko na raz.” – tak mawiał Ingmar Bergman. Równocześnie dodając: „Jestem bardzo szwedzki. Nie czuje awersji do bycia samotnym”.  Jego słowa można chyba odnieść do większości Skandynawów. Choć trzeba też pamiętać, że sam Mistrz, który tak cenił sobie odosobnienie na wyspie Faro, miał pięć żon.
Chyba taka już specyfika Northern Living: ucieczka w świat imaginacji przy równoczesnym burzliwym życiu uczuciowym. Podobny charakter mają też skandynawskie piosenki.
Sięgając pamięcią do historii, wyciągnijmy z półki album „The Visitors” Abby, który brzmi przecież jak zapis bergmanowskiej psychodramy. Albo posłuchajmy uważnie – „Lovefool”  The Cardigans, gdzie po „love me, love me” Nina śpiewa, równie nonszalancko: “fool me, fool me”. To chyba jasne, że nasze pozornie naiwne i pełne szczęścia piosenki to tylko gra – bo przecież nikt nie jest tak szczęśliwy – tłumaczyła kiedyś Persson.
”Polar pop” brzmi jak oksymoron, jednak taka forma istnieje – i w Skandynawii święci triumfy. Trudno się dziwić, skoro nawet tamtejsze książki dla dzieci – „Dzieci z Bullerbyn”, „Muminki” czy świetna młodzieżowa powieść „Wyspa dzieci” P.C. Jersilda kipią od emocji. Ukrytych w pozornie chłodnych zdaniach. Współczesny skandynawski pop-krajobraz wygląda równie fascynująco. Przepojone mrocznym romantyzmem folkowe kawałki 19-letniej Billie Lindahl występującej jako Promise And The Monster tylko pozornie różnią się od chłodnych disco-pejzaży Sally Shapiro. To po prostu dwa odmienne rodzaje ekspresji dla podobnej, nieco autystycznej wrażliwości. A Jose Gonzalez i The Knife? Akustyczny bard z gitarą i mechaniczne beaty programowane przez zamaskowane rodzeństwo. Pozornie dzieli ich wszystko. Gonzalez zyskał jednak sławę za sprawą coveru piosenki „Heartbeats” napisanej właśnie przez ekscentryczny rodzinny duet.  Nie powinno też dziwić, ze Erlend Øye – wokalista norweskiego bandu Kings Of Convenience uznanego za liderów „new acoustic movement” – jako solista śpiewa syntetyczny electro-pop.
Ani to, że o tanecznych mantrach szwedzkiego projektu Studio i deep-house’owych kompozycjach rezydującego w Berlinie Fina – Luomo, pisano, że wskrzeszają błogi „balearic feeling”. Wychowani na brzegach zimnych mórz Skandynawowie miewają bowiem różne tęsknoty.
Narcystyczni mistrzowie chłodnego electro Jay-Jay Johansson i Jori Hulkkonen troskliwie pielęgnują pozę dandy-melancholików. Z kolei Islandczycy – Mum, Borko, Benni Hemm Hemm to image’owi abnegaci, oddani podróżom w świecie wyobraźni. Mówi się, że dźwięków z krainy gejzerów najlepiej słuchać w domowym zaciszu, gdy świat zewnętrzny wydaje się tylko senną projekcją. Jednak Mum i Borko grali u nas przy pełnych salach. I przyjmowani byli entuzjastycznie. Jak wytłumaczyć tę łatwość komunikacji u pozornie wycofanych autystyków? Jak uchwycić północnego ducha? A czy łatwo zrozumieć, że na Islandii przez pół roku panuje ciemność, zaś kolejne miesiące śpi się z klapkami chroniącymi od światła? Northern Living to nie prosta lajfstajlowa formułka z modnego magazynu.  Choć „skandynawskość” bez wątpienia jest „w modzie”. Choćby za sprawą  północnych piękności. W tym zestawie nie mogło ich zabraknąć. Naszą intencją nie było schlebianie powszechnym gustom – od tego są twórcy lounge’owych muzaków. Z pewnością jednak co bystrzejsze indie-dzieciaki ucieszą się na kawałek norweskiej blondie-pop divy Annie. A
poważnych intelektualistów powinny zafrapować eksperymenty reprezentantki Suomi – Islaji. 
A może będzie odwrotnie? W  popowym standardzie high-class mieszczą się też kawałki lubianej u nas Stiny Nordenstam i Islandki Emiliany Torrini. Ta druga kiedyś śpiewała w Gus Gus, później napisała dla Kylie „Slow”, tu zaś prezentuje urokliwy hymn wszystkich bujających w obłokach leniwców i nadwrażliwych obiboków “Unemployed In Summertime”. Z pewnością znajdą się tacy, którzy zarzucą nam fałszowanie rzeczywistości. Choćby dlatego, że nie po drodze nam ze skandynawskim ciężkim rockiem. Głośniej i gitarowo wybrzmiewają tu jedynie kawałki Logh i Eskju Divine – choć to wciąż niezwykle liryczna ekspresja. Zatwardziali rockersi jednak jakoś nam uciekli. Nie dlatego, że straszny nam klimat doom. Po prostu do tej różnokolorowej kreacji norwescy black-metalowcy trochę nie pasują. Oni zresztą zasługują na osobną kompilację. Pod nieobecność ponurych zakapiorów na „Northern Living” swój kącik wymościli sobie eleganccy dream-popowcy: Martin McFaul z Göteborga, nagrywający dla Imperial Recordings Jose Gonzaleza czy shoegaze’owe TLS.
A także znani w swoim kraju dzięki reklamówce Volvo, a u nas wciąż anonimowi Szwedzi z  Melpomene. I choć wybrani przez nas artyści nie zioną ogniem i nie bryzgają krwią – wolą stylową i minimalistyczną ekspresję, nie umniejsza to przecież powagi ich przekazu. Po prostu jak nikt inny potrafią oni nadać popowej formule artystyczny ciężar. Swoje traumy na Północy po prostu oswajają  bez ostentacji i histerii. A oszczędne estetyczne gesty, design, pop znaczą dużo więcej niż  u bardziej wylewnych i jowialnych nacji. Dlatego Skandynawia – choć tak blisko –wydaje się krainą nie z tej ziemi. A „skandynawskość” w naszym mniemaniu to po prostu wyznacznik dobrego smaku.

 


Northern Living II

Northern Living II Polarpop Landscapes



Już wkrótce ukażę się kolejna część kompilacji prezentującej najnowsze i najważniejsze wydarzenia na muzycznej scenie naszych północnych europejskich sąsiadów.

Idea

Northern Living Polarpop Landscapes



Dwupłytowa kompilacja Northern Living to prezentacja najciekawszych zjawisk na muzycznej scenie Skandynawii. “Skandynawskość” jest tu jednak nie tylko kryterium geograficznym, ale też znakiem szczególnej estetycznej wrażliwości, której zawdzięczamy zarówno ballady José González jak i electro brzmienia The Knife, emotronikę Múm i chłodne disco Sally Shapiro, micro-house Luomo i akustyczne indie Kings Of Convenience, kameralne piosenki Stiny Nordenstam i blonde-pop Annie. Można rzec, “skandynawskość” to po prostu synonim dobrego smaku.

Kup Northern Living 2CD